wtorek, 6 września 2016

Pech

          Od zawsze pakowałam się w kłopoty. Coś mi nigdy nie wychodziło i była z tego klapa, a to się zgubiłam, albo coś pobrudziłam. Wywalałam się gdzie popadnie, jakbym wiecznie pijana była. A to wpadałam na przypadkowych ludzi. Pech odkąd pamiętam był moim towarzyszem i nawet teraz się to nie zmieniło. Jednak będąc w tak niekomfortowej i, jakby nie patrzeć, w cholerę niebezpiecznej sytuacji, mogłam powiedzieć tylko jedno: Teraz to przeszedłeś samego siebie!!!
           Sama w zaułku miedzy blokami otoczona przez kilku facetów to to, o czym od zawsze marzyłam... oczywiście wolałabym gdyby byli cholernie przystojni i walczyli o moje względy. A zamiast tego dostałam jakąś bandę spod ciemnej gwiazdy, która gada tylko o tym co zrobią ze mną pierwsze. I żadna z ich propozycji mi się nie podoba! Oj. mój kochany pechu, gdybyś miał mordę to byśmy inaczej pogadali...
          Cofnęłam się kilka kroków natrafiając na chłodną ścianę. Westchnęłam już ostro wkurwiona i jednocześnie bezradna. Myśl, co możesz zrobić przeciwko około 10 facetom, myśl! - ganiłam się w głowie. Już nawet nie zrzucałam winy na swojego pecha, jedyne co teraz zaprzątało moje myśli to różne wizje rozwoju wypadków.
          -Co się stało panienko? Przecież nic takiego ci nie zrobimy.
          -Właśnie, właśnie, jedyne co poczujesz to rozkosz.
          Odpierniczcie się zboki jedne!!! Jeden z nich spróbował złapać mnie za rękę, którą mu zgrabnie wyrwałam i uderzyłam nogą w krocze. Opadł na kolana z jękiem i łzami w oczach. Teraz masz inne zajęcie złamasie.
          Kolejny złapał mnie za kurtkę i pociągnął do siebie. Zdezorientowana upadłam na ziemie szurając rękoma i kolanami po powierzchni kostki brukowej. Poczułam ostre szczypanie w tych miejscach, zdarłam sobie skórę. Złapał mnie za włosy i pociągnął w górę. Jęknęłam z bólu.
          -Pani stawia opór? Nie ładnie, nie ładnie, trzeba panienkę nauczyć jak być posłuszną i słuchać swojego pana.- oblizał moje ucho, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz obrzydzenia.
          Jakiś jeszcze inny podszedł do mnie i ściągnął ze mnie płaszcz, zostałam tylko w zwykłym sweterku i dżinsach. Gdy tylko złapał za guzik od moich spodni kopnęłam go mocno w twarz. A masz fiucie!- pomyślałam z werwą. Trzymający za moje włosy potrząsnął mną i złapał moje nadgarstki pochylając mnie do przodu, klęczałam tyłem do niego.
          - I w takiej pozycji powinnaś nas powitać- rzucił ładując zimne łapy pod sweterek.
Wzdrygam się. Nie mam jak się ruszyć, nic już nie zrobię...- zamknęłam oczy czując w nich łzy- zajebiście, pytanie tylko komu będę musiała pogratulować, sobie za ducha walki czy im za wytrwałość? Inne odgłosy zagłuszyło mi głośne i szybkie bicie mojego serca. Zrobiło mi się słabo. Po dłuższej chwili nie czułam już nic, jak bym była w nicości. Jednak jedyne co udało mi się przed zemdleniem zapamiętać to przyjemny zapach perfum i łaskoczące mnie w szyje futerko.


          Ocknęłam się z lekkimi zawrotami głowy. Spojrzałam przed siebie. Biała ściana, prawdopodobnie sufit. Rozglądnęłam się w około. Nie jestem u mnie w domu. Leżałam na czarnej kanapie przed którą stał stolik do kawy. Na nim została rozstawiona plansza z pionkami do szachów, shogi i warcabów. Dalej była cała ściana w półkach z książkami i segregatorami i drzwi. Spojrzałam za siebie. Szyba zamiast okna przed którą stało biurko z laptopem i komputerem stacjonarnym. Czarne krzesło było odsunięte trochę dalej. Usiadłam i zdjęłam z siebie puchaty koc.
          -Widzę, że się obudziłaś- usłyszałam za sobą czyjś głos, na co gwałtownie się odwróciłam.
          Czarnowłosy mężczyzna z dość osobliwym wyglądem stał oparty o ścianę z dwoma kubkami z parującą zawartością. Przypomina mi kogoś... kogoś, od którego powinnam się trzymać z daleka, jak to mówił mi Shizuo. Informator znany w całym Ikebukiro z biurem w Shinjuku- Izaya Orihara. Bezwzględny psychopata z syndromem boga, który uważa, że kocha wszystkich z wzajemnością, a żeby było zabawniej to dodam, że jest przerażająco przystojny przez co jego zabawy z samobójcami kończą się śmiercią z przewagą kobiet niż mężczyzn. Z resztą, on w ogóle nie bawi się z mężczyznami... oprócz Shizuo.
          Czyli co...? mam rozumieć, że ten zakichany psychol uratował mi dupę? Powiedziałbym że to zabawne, jednak patrząc na niego mogę powiedzieć tylko, że to jest kurewsko źle.
          -Za bardzo nie wiem co mam powiedzieć, więc... dziękuję.- siliłam się na zwykły ton i pokerową minę. Na koniec tylko lekko się uśmiechnęłam.
          - Oj nie ma za co, przechodziłem obok, a że mi się nudziło to skopałem tyłek kilku bandziorom, ty byłaś tylko dodatkiem- usiadł koło mnie podając mi jeden z kubków.
          Szczery... dość. Upiłam łych czarnej herbaty, o jedną łyżeczkę cukru za dużo. Wyczułam znajomy zapach perfum. Ta woń nie była jakoś przesadnie mocna. Wcześniej czułam je bardziej. Czekaj, czyli że... upadłam na niego!! Spaliłam buraka wsadzając nos do kubka z cieczą. Kompromitacja!
          -Co się stało? Cała  czerwona się zrobiłaś, może masz gorączkę- orzekł beztrosko z urzekającym uśmiechem na ustach.
          Wyrwał mi kubek z ręki, złapał za tył głowy i oparł swoje czoło o moje. Trwał tak przez chwilę, a ja byłam już cała bordowa.
          -Nie masz gorączki, może ci po prostu gorąco, zgrzałaś się?-złapał za mój sweterek-Nie dziwie ci się, jakbym chodził w takich ciuchach to też było by mi gorąco. Ściągaj to, zaraz damy ci coś innego.
          Złapał za moje ubranie i jednym zwinnym ruchem, bez zastanowienia ściągnął ze mnie odzienie. Oszołomiona nie miałam nawet siły zasłonić przed nim mojego koronkowego stanika, tylko patrząc nieprzytomnie przed siebie czekałam na jego ruch. Zilustrował mnie spojrzeniem po czym wyszedł gdzieś, by po chwili wrócić z jakąś czarną koszulką z długim rękawem. Założył ją na mnie, jak by przebierał dziecko i z uśmiechem ponownie wręczył mi kubek.
           Co się tak właściwie przed chwilą stało...? 
          Przetrawiałam informacje, a on zabrał się za opróżnianie swojego kubka z herbatą. Gdy tylko dotarła do mnie absurdalność tej sytuacji, dopiłam do końca podarowany mi wywar, trzasłam kubkiem o stolik, złapałam za swoją kurtkę przewieszoną przez oparcie kanapy i wstała. Ubrałam buty i otworzyłam drzwi.
          -Dziękuję i przepraszam za najście, Orihara-san- wyrzuciłam zła, a on tylko z uśmiechem godnym samego jokera pomachał mi dłonią.
          Warknęłam i wyszłam z jego mieszkania trzaskając za sobą drzwiami. 
          Jakim prawem on mnie w ogóle dotknął? I kto w choć najmniejszym stopniu przebiera dziewczyny poznane ze dwie godziny temu?! Odpowiedz jest wręcz banalna. Tym kimś jest Izaya Orihara- nienormalny facet, który równie nienormalnie mi się spodobał!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz